Wiadomości

„Rough and Rowdy Ways” – najnowszy album Boba Dylana

Po ośmiu latach Bob Dylan, „ojciec Ameryki” – jak mawia o nim Bruce Springsteen – powrócił z nowym autorskim albumem. Następcą krążka „Tempest”, wydanego w 2012 roku, jest „Rough and Rowdy Ways”.Premiera albumu miała miejsce dzisiaj – 19 czerwca 2020 roku. Oto wrażenia z pierwszych przesłuchań płyty Mistrza Dylana.

Album „Rough and Rowdy Ways” ma dla mnie tkliwość i chłód zmierzchu „Shadows in the Night”, kielich z naparu poczucia winy, goryczy i wspomnień wrzeźbionych w złość metafor z albumu „Blood On The Tracks” i mroczny klimat rozczarowania ludźmi, całym światem z nutą rezygnacji płyty „Time Out Of Mind”.

Oto Bob Dylan powrócił nie tyle jako kaznodzieja czy moralizator, ale człowiek, który opowiada o dziesięciu obrazkach ze swojego życia. Dla mnie owe opowiadania jawią się jako testament artysty, który sugeruje nam jak chciałby by go zapamiętać:

Chciwy stary wilku, pokażę ci moje serce     

 Ale nie całe, tylko tę część nienawistną 

Spławię cię w dół rzeki, ustalę cenę za twoją głowę 

Cóż jeszcze mogę ci powiedzieć?

  Śpię z życiem i ze śmiercią w tym samym łóżku

Upodlij się, madame, wstań z kolana!

Nie zbliżaj się do mnie 

 Zachowam otwartą ścieżkę, przełęcz w mojej głowie 

Dopilnuję by nie pozostała po mnie miłość

Będę grał sonaty Beethovena i preludia Chopina 

Niosę w sobie tłumy – Niosę w sobie wielość                                                                                                                                                                                             

I Contain Multitudes (fragment)

„I Contain Multitudes”, nagranie otwierające ten album, jest dla mnie kluczem do zrozumienia i podążania za mistrzem jego traktem. Każda z piosenek i ballad pachnie i brzmi inną dekadą (z ośmiu) z życia Dylana – człowieka, Dylana – świadka (przejmujący „Murder Most Foul”, z zabójstwem prezydenta Kennedy’ego jako kanwą rozmyślań i refleksji, czy „My Own Version of You”) i (sześciu dekad) Dylana – artysty, Dylana – kreatora („I’ve Made Up My Mind to Give Myself to You”, niezwykłego bluesa „Crossing the Rubicon”, czy braterstwem ars poetica Kerouaca i Ginsberga „Key West (Philosopher Pirate)” ).

Na albumie „Rough and Rowdy Ways” Bod Dylan stworzył przeźroczysty jednoczas, gdzie przeszłość przegląda się w zwierciadle dziś, zaś tu i teraz nie osacza i nie okrywa szczelnie wczoraj. Jedno jest pewne, wszechŚwiat Boba Dylana rozszerza się o nowe mity. A my, małe ich satelity staramy się znaleźć właściwą orbitę.

Czasami zastanawiam się, dlaczego muzyka i liryka Boba Dylana (ale i Bruce’a Springsteena) nie przebiły się do zbiorowej świadomości Polaków, natomiast są ważne i obecne w umysłach i sercach Persów, Macedończyków, Hindusów czy Tajwańczyków… A może będzie tak jak z przypowieścią Pitagorasa o dźwięczących muzyką i śpiewających gwiazdach… 

Źródło: wnet.fm